Do autobusu wsiada kobieta z niemowlakiem na rękach. Kierowca autobusu na ich widok odzywa się: - To jest najbrzydsze dziecko, jakie kiedykolwiek widziałem. Pasażerka z irytacją zajęła miejsce przy przejściu w tylnej części autobusu. Mężczyzna siedzący obok niej wyczuł, że była wzburzona i zapytał ją, co się stało. Nie wiemy czy najbrzydsze, ale na pewno są jednymi z największych, bo dorosłe osobniki mogą osiągać nawet pół kilograma wagi. We wrocławskim ogrodzie zoologicznym wylęgły się właśnie kijanki żaby mosznowej. Nasze zoo jest jednym z 13 na świecie, które może pochwalić się hodowlą tego płaza. Dzięki rekordom ustalono, że Brasilodon quadrangularis chodził po ziemi 225 milionów lat temu. Zamieszkiwał najbardziej wysuniętą na południe część dzisiejszej Brazylii. Zidentyfikowanie go jako najstarszego ssaka w historii rzuca nowe światło na jego współczesnych potomków i kuzynów. Najbrzydsze na świecie woskowe rzeźby znanych ludzi. Aby zobaczyć ładne figury woskowe, nie musimy nawet daleko szukać - kilka muzeów mamy w Polsce. Dziś jednak zerkniemy na te bardziej nieudane postacie produkcji głównie amerykańskiej. #1. Ile czasu nasze dziecko spędza w sieci? To zależy, kogo pytamy. Prawie połowa (48,4 proc.) nastolatków wskazuje, że spotyka się z patostreamingiem raz w tygodniu. Ta dziewczynka przyszła na świat w czerwcu ubiegłego roku, w 25. tygodniu ciąży. Ważyła zaledwie 212 gramów. Lekarze podjęli decyzję o cesarskim cięciu, ponieważ jej mama miała stan przedrzucawkowy. Chcieli ratować kobietę i dziecko, jednak szanse maleństwa na przeżycie były tak małe jak ono samo… . Do grona najcięższych dzieci na świecie dołączyła niedawno dziewczynka urodzona w indyjskim Pendżabie. Chahat Kumar ma zaledwie 8 miesięcy, a już osiągnęła wagę właściwą dla czterolatka - blisko 18 kilogramów! Chahat przyszła na świat z normalną wagą i przez pierwsze miesiące życia nic nie wskazywało na to, że mogą pojawić się jakiekolwiek problemy. W czwarty miesiącu rodzice zauważyli, że dziewczynka zaczyna w niewiarygodnym tempie przybierać na wadze. Dziecko dosłownie z dnia na dzień łapało dodatkowe kilogramy, mimo że częstotliwość karmienia (cztery razy dziennie) i porcje się nie zmieniły. W końcu apetyt małej przestał mieć jakiekolwiek granice. Nie je normalnie jak dzieci w jej wieku. W zasadzie cały czas domaga się jedzenia. Jeśli nic jej nie damy, zaczyna płakać - żali się mama dziewczynki. Płacze, że chce wyjść na dwór, ale jest tak ciężka, że nie mamy siły jej podnieść, tak więc chodzimy z nią tylko w pobliżu. Niestety olbrzymia waga zaczyna odbijać się na zdrowiu Chahat. Dziewczynka ma problemy z oddychaniem i krążeniem, źle sypia. W dodatku jej skóra jest nadzwyczaj gruba, przez co lekarze nie są w stanie pobrać krwi, aby ustalić, jak wygląda stan zdrowia dziecka. Żeby ustalić przyczynę nienaturalnego przybierania na wadze, Chahat musiałaby przejść specjalistyczne badania w szpitalu. Niestety rodzice nie są w stanie sfinansować leczenia córki. Gdy się urodziła, ważyła jedynie nieco ponad 220 g, a jej stopa była wielkości połowy palca dorosłego człowieka. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie. Malutka Emilia Grabarczyk to prawdopodobnie najmniejszy noworodek na świecie, który przeżył. Zobacz film: "Biały szum trzykrotnie skraca czas potrzebny niemowlęciu do zaśnięcia" spis treści 1. Najmniejszy noworodek 2. Mała wojowniczka 1. Najmniejszy noworodek Emilia Grabarczyk urodziła się w Witten we wschodnich Niemczech. Choć mierzyła jedynie 22 centymetry, okazała się małą waleczną dziewczynką. Swoją zawziętością i chęcią przeżycia zadziwiła lekarzy, którzy twierdzili, że dziecko umrze kilka godzin po porodzie – jej narządy wewnętrzne nie były jeszcze wystarczająco rozwinięte. Emilia urodziła się bowiem jako skrajny wcześniak. Od tamtego czasu przeżyliśmy wiele ciężkich chwil – przyznaje mama dziewczynki. - Gdy Emilia ważyła ok. 400 g, przeszła operację jamy brzusznej. Jako dziecku z niską masą urodzeniową grożą jej także powikłania neurologiczne, kardiologiczne. Może mieć również problemy ze skupieniem uwagi oraz trudności w uczeniu się – dodaje. 2. Mała wojowniczka Dziś mała wojowniczka ma już 9 miesięcy i waży ok. 3,5 kg, co stanowi normalną wagę urodzeniową. Nie wykazuje jednak żadnych objawów niepełnosprawności. Jest pod stałą opieką lekarzy pediatrów, ginekologów i chirurgów, którzy włożyli ogromny wysiłek w to, żeby niemowlę mogło się rozwijać. Fakt, że Emilia przeżyła, jest niesamowity. Wiele skrajnych wcześniaków umiera już dobę po porodzie. Emilia swoją walkę toczyła przez sześć miesięcy. Teraz jest coraz lepiej – mówi dr Bahman Gharavi, ginekolog, który odbierał przedwczesny poród dziewczynki Emilia Grabarczyk nie jest pierwszym tak małym dzieckiem, które przeżyło. Wcześniejszy rekord należał do Rumaisy Rahmana. Chłopiec w momencie urodzenia ważył ok. 400 g. Więcej na ten temat przeczytasz w artykule: Najmniejsze dziecko w Polsce urodziło się w Lublinie. Faustynka ważyła 350 g. polecamy Rudolph Ingram, siedmioletni chłopiec z Florydy, został mianowany najszybszym dzieckiem na świecie i nowym Usainem Boltem. O kilka długości dystansuje swoich rówieśników, a nawet dorosłych. Nagrania z jego wyczynami cieszą się ogromną popularnością. 13 Lutego 2019, 19:25 Instagram / blaze_813 / Na zdjęciu: Rudolph Ingram "777" - ból, brak snu, różnice temperatur. Biegacze podjęli ekstremalne wyzwanie, za które... płacą krocie! Wszyscy wołają na niego "Blaze" (z ang. "błysk"), bo jest szybki jak błyskawica. Jego rekordy mówią zresztą same za siebie: 8,69 sekundy w biegu na 60 metrów, 13,48 sekundy w biegu na 100 metrów. W jego wieku to wyniki niezwykłe. Podkreślmy: Rudolph Ingram to siedmiolatek. W swojej kategorii wiekowej chłopiec z Florydy nie ma konkurencji. Wystarczy sekunda, może dwie, a już ma nad rywalami kilka metrów przewagi. Przeciwników pokonuje z ogromną łatwością. Na tle rówieśników wygląda jak co najmniej kilka lat starszy od nich zawodnik. Mamy tu na myśli i niesamowitą szybkość, i robiącą wrażenie muskulaturę. "Kaloryfer" u siedmiolatka często się nie zdarza. Tak Rudolph Ingram pobił rekordy w biegach na 60 i 100 metrów: - Mój syn jest magikiem nie tylko na bieżni. Świetnie radzi sobie także w szkole, ma naprawdę znakomite oceny. Najlepiej idzie mu z informatyką, muzyką, językami obcymi i wychowaniem fizycznym - stwierdził Rudolph Ingram senior, ojciec i trener wyjątkowego WIDEO: Bańka na razie pozostanie ministrem sportu i turystyki. "Nie ma przeciwwskazań, aby łączyć role" Rudolph w przyszłości chce zostać gwiazdą sportu i podobnie jak Usain Bolt odmienić oblicze sprintu. Już teraz Ingram jest określany mianem "nowego Bolta". Na przeszkodzie może stanąć jedynie zamiłowanie do innego sportu: futbolu amerykańskiego. Zobacz także: Ostrawa: kapitalny występ Sofii Ennaoui. Rekord życiowy Polki - Ma niewiarygodne możliwości. Jest po prostu nieuchwytny. Czegoś takiego u 7-latka jeszcze nie widziałem - powiedział Jimmy Watson, szkoleniowiec drużyny futbolu amerykańskiego, w której występuje siedmioletni Rudolph. Co więcej - Ingram zachwyca nie tylko swoją sprawnością fizyczną, ale też dojrzałością. - Ciężko pracuję, aby wykrzesać z siebie wszystko, co tylko mogę i moim kolegom z drużyny. Chcę im pokazać, że cały zespół musi dać z siebie absolutnie wszystko. Jeśli nie wiedzą, jak to zrobić, ja im pokażę - mówił także: Korea Północna i Korea Południowa zamierzają wspólnie zorganizować igrzyska olimpijskie w 2032 roku Wracając jednak do jego talentu sprinterskiego - głównie za jego sprawą Ingrama podziwiają setki tysięcy osób. Tylko w serwisie Instagram siedmiolatka obserwuje ponad 315 tys. internautów, natomiast opublikowane filmy mają nawet po pół miliona wyświetleń. Swego czasu jedno z nagrań Rudolpha udostępnił sam LeBron James, gwiazdor NBA. Czy Rudolph Ingram dorówna osiągnięciom Usaina Bolta? zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki Instagram, AS, Lekkoatletyka Biegi USA Usain Bolt Rudolph Ingram SportowyBar Zgodnie z wynikami ww. raportu szczęśliwe kraje to takie, w których panuje zdrowa równowaga pomiędzy dobrobytem a kapitałem społecznym. Wśród czynników determinujących powyższy stan rzeczy w raporcie uwzględniono długość życia w zdrowiu, bezpieczeństwo zatrudnienia i relacje rodzinne. To w rodzinie właśnie (a ściślej ujmując – w wychowaniu) zdaniem autorek książki „Hygge. Duński przepis na szczęście” tkwi siła determinująca szczęśliwe życie: z mających poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego i szczęśliwych dzieci wyrastają odporni psychicznie, stabilni emocjonalnie i szczęśliwi dorośli. (1) A holenderskie dzieci podobno należą do najszczęśliwszych na świecie. Choć pogoda ich nie rozpieszcza i wszędzie poruszają się rowerem. Uwaga! Reklama do czytania Życie seksualne rodziców Zacznij świadomie budować swoją relację z partnerem Jak zrozumieć się w rodzinie Jak dostrzec potrzeby innych i być wysłuchanym Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli Tym, co je uszczęśliwia są: regularny rytm dnia, czyli zaspokojenie podstawowych potrzeb ( sen, odpowiednie posiłki),dom, który stanowi bezpieczne schronienie, tzn. jest azylem przed światem,rodzice okazujący bezwarunkową miłość i uważność, a także poświęcający czas swoim dzieciom,dużo czasu na zabawę,adekwatne do wieku reguły i granice, które dają poczucie bezpieczeństwa,„narzędzia”, dzięki którym rozwijają własną niezależność i sprawstwo. Szczęśliwi rodzice, mają szczęśliwe dzieci Dzieci rezonują z rodzicami w każdym momencie. Nawet jeśli opiekunowie starają się ukryć swoje emocje, dzieci doskonale czują, że dzieje się coś złego. Są po prostu „bliżej emocji niż zachowań”, bliżej prawdy. I trudno je oszukać. Zatem, by dać dzieciom szczęście, w pierwszej kolejności warto zadbać o siebie jako rodzica/dorosłego. Potwierdzają to słowa Jespera Juula, który w swojej nowej książce Być razem twierdzi, że “najlepsze co możemy zrobić dla naszego dziecka, to bardziej zwrócić uwagę na nasz związek”. Rodzic, który dba o siebie, dba jednocześnie o swoje dziecko. Szczęśliwy rodzic ma energię do bycia ze swoim dzieckiem, niesie w sobie spokój i cierpliwość, bo jest „poukładany wewnętrznie”. Potrafi zachować równowagę pomiędzy życiem rodzinnym i zawodowym. Ponadto nie ma w sobie presji i dążenia do bycia idealnym ojcem/matką. Dostrzega swoje (i partnera) potrzeby, bo wie, że ich zaspokojenie jest kluczowe do życia w równowadze. Holenderskie rodziny, w kontekście wychowania, korzystają z szerokiej grupy wsparcia dziadków, cioć i wujków, sąsiadów. Tworzy się z tego wioska w nowoczesnym wydaniu, dzięki czemu holenderscy rodzice nie są zdani tylko na siebie. Wspólnie spędzony czas przy stole W holenderskich rodzinach wspólne jedzenie posiłków to świętość, szczególny czas przeznaczony wyłącznie dla rodziny. O stałych porach wszyscy domownicy (i mali i duzi) zasiadają do wspólnego stołu, nie tylko by zaspokoić głód, lecz by rozmawiać. Dzieci uczą się formułowania opinii i prowadzenia dyskusji z dorosłymi. Z kolei rodzice mogą dowiedzieć się co nowego u ich dzieci. Każdy jest jednakowo ważny. Wspólne „biesiadowanie” to bardzo ważny element wychowania po holendersku. Swobodna zabawa i jazda na rowerze Holendrzy mają bardzo duże zaufanie do swoich dzieci, dzięki czemu mogą się one swobodnie rozwijać i w swoim tempie eksplorować otaczający świat. Wielu twierdzi, że holenderscy rodzice zaliczają się do tych mocno liberalnych w wielu sferach życia: powszechnie panuje przekonanie, że “Najlepiej niczego nie zabraniać (…) Najważniejsze, aby (dzieci) były świadome konsekwencji swoich wyborów.” (2) Podobne wygląda kwestia nastoletniej seksualności – rodzice nastolatków zazwyczaj nie mają nic przeciwko, by partnerzy/partnerki ich dzieci zostawali/ły na noc. Prawdą jest, że holenderscy rodzice nie przeszkadzają swoim dzieciom w poznawaniu świata poprzez zakazy i nadmierne strofowanie. Pozwalają na swobodne zabawy na dworze, bez nadzoru dorosłych (już czterolatki mogą samodzielnie przebywać na zewnątrz), a jazda na rowerze (również do szkoły i z powrotem) stanowi integralną część holenderskiego wychowania. I nie chodzi w niej tylko o sprawność fizyczną, lecz również o hartowanie charakteru. Holenderscy rodzice stawiają na swobodę dzieci, bez porównywania i napędzania rywalizacji. W holenderskich szkołach, do poziomu szkoły średniej prawie nie ma prac domowych, a uczniowie nie są porównywani względem siebie. Każdy pracuje w obrębie własnych możliwości i zasobów. Nie towarzyszy im motywacja bycia lepszym od koleżanki/kolegi z ławki. Wystarczająco dobrzy rodzice Holenderskim rodzicom bliska jest idea wystarczająco „dobrego rodzicielstwa”. Doceniają spokojną i harmonijną codzienność i wierzą, że nie potrzeba być idealnym rodzicem (bo tacy nie istnieją!). Wystarczy starać się robić wszystko najlepiej jak się potrafi. Zdaniem Holendrów bycie idealnym ojcem/matką nie jest nikomu potrzebne. Dzięki temu przekonaniu, holenderskie dzieci – w porównaniu ze swoimi rówieśnikami z innych krajów – mają więcej wolności, a ich rodzice rzadziej bywają nadopiekuńczy. To właśnie dziecięca swoboda daje dzieciom szczęście – beztrosko „szwendają się” ze swoimi rówieśnikami, dzięki czemu rozwijają się społecznie, w tym uczą się rozwiązywać konflikty i radzić sobie z trudnościami. Holenderscy rodzice wychodzą z założenia, że: „ich dzieci mają prawo chodzić własnymi drogami, nawet jeśli mogą upaść i się zranić”, „nie powinno się przesadnie ograniczać lub chronić dzieci (…), ponieważ jeśli nigdy nie upadną, nigdy też nie nauczą się tego unikać” (2). Ponadto tym, co przykuwa uwagę w holenderskim sposobie wychowania jest świadome przyzwolenie na nudę. Bo jak inaczej nauczyć się samodzielnej zabaw i wypełniania sobie czasu? Nuda pobudza kreatywność! Holenderscy rodzice wychodzą z założenia, że ciągłe zabawianie dziecka nie należy do ich obowiązków, a dzieci powinny nauczyć się wypełniać sobie czas same (oczywiście wszystko zależy do wieku dziecka). Proste życie Duńczycy mają swoje hygge, zaś Holendrom bliska jest idea gezellig, czyli pozytywnego nastawienia i doceniania życia. Gezellig to skupianie się na relacjach, czerpanie przyjemności z bycia z innymi. Holendrzy szczęścia upatrują w prostocie i bliskości natury, a także cieszeniu się z doświadczania świata, z drobiazgów i codzienności. Szczęśliwe dzieciństwo w Holandii wiąże się z biwakowaniem, żeglowaniem i podróżami z kompasem, w miejsce eksluzywnych kurortów i hotelowych gwiazdek. Wspólne rodzinne wakacje na łonie natury stanowią integralną część holenderskiej kultury. Uwaga! Reklama do czytania Życie seksualne rodziców Wasz związek jest dla dziecka modelem. Buduj autentyczną relację. Cud rodzicielstwa Rodzicielstwo to nasza życiowa misja. Słuchajmy dzieci! Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli Realistyczne oczekiwania wobec dzieci Dorośli zachęcają dzieci do spontaniczności. Dla holenderskich rodziców ważniejsza jest zabawa niż „bycie grzecznym” i bezwzględne posłuszeństwo. Dzieci są obecne w każdej przestrzeni i nie ucisza się ich, by dorośli mogli zabrać głos. Jest dla nich miejsce w restauracjach, a kawiarnie dopasowane są do potrzeb rodzin z dziećmi. Dzieci mają się uczyć świata przez doświadczanie go i przez zabawę, która może być głośna. Holenderscy rodzice starają się mieć realistyczne oczekiwania wobec własnych dzieci oraz dbać o siebie jako rodzica. Być może to jest właśnie jeden z przepisów na szczęśliwe dzieciństwo i szczęśliwe rodzicielstwo… Literatura: (1) J. Alexandr, I. Sandahl, Hygge. Duński przepis na szczęście, s. 18. (2) R. M. Acosta, M. Hutchison, Najszczęśliwsze dzieci na świecie, czyli wychowanie po holendersku, s. 309. Wystarczy spędzić chwilę w domu Dżambułata Chatochowa, by zostać wchłoniętym przez jego pusty świat. "Tu nie ma nawet jednego mebla, którego on by nie zniszczył" - lamentuje matka chłopca Nelia, kiedy przycupnąłem na stołku, ledwie trzymającym się na kilku gwoździach. Sześcioletni Dżambułat ma 1,40 metra wzrostu, ale waży 95 kilo. Od czasu, gdy skończył trzy lata, uznawany jest za największe dziecko na świecie, ale widok tego skąpo umeblowanego otoczenia, gdzie 38-letnia Nelia mieszka z fenomenem zwanym "Dżambikiem" i jego zupełnie zwyczajnym, chudym bratem Muchą, potwierdza prawdę, że sława nie zawsze oznacza fortunę. Chłopiec jest tak ogromny, że w jego życiu na nic innego nie ma już miejsca. Stał się zakładnikiem uwagi, jaką mu wszyscy poświęcają. Ludzie podtykają mu jedzenie i rozprawiają, jaki jest duży. Z wielką przyjemnością rzuca swoje ciało na jedyny cały mebel, czyli żelazne łóżko, i uśmiecha się, słysząc, jak ono pod nim jęczy. Ludzie miewają różny stosunek do otyłości. Czy Dżambik to tragiczny przypadek, który wymknął się spod wszelkiej kontroli, komiczny grubasek, czy po prostu dziecko z dużą nadwagą? Czy on sam to wie i czy w ogóle go to obchodzi? Być może nawet widzieliście go, bo jego zdjęcia często używane są do zilustrowania skrajnej postaci dziecięcej otyłości.(…) O Dżambiku wiadomo niewiele ponad to to, że ma talent do zapasów i mieszka w Kabardyno-Bałkarii, biednej republice w południowej Rosji. Nelia twierdzi, że za jego wagą nie kryją żadne nadzwyczajne przyczyny. Urodził się, jadł trzy czy cztery razy dziennie i po prostu rósł. Ale życia, jakie przypadło mu wieść dzięki tak niezwykłym rozmiarom, nie da się równie łatwo podsumować. Oto opowieść o sześciolatku, który jest więźniem swego ogromnego ciała i zafascynowanego nim świata dorosłych. Dziecko jest miejscowym bohaterem i nietrudno je odnaleźć. Jego matka Nelia zgadza się ze mną spotkać, ale zaczyna przez telefon dopytywać się o "honorarium". Inni dziennikarze oferowali bez wahania 500 dolarów, żeby zobaczyć się z Dżambikiem, twierdzi Nelia. Tłumaczę, że nasza gazeta nie płaci za informacje, ale czując, że w ten sposób niczego nie osiągnę, dodaję, że mógłbym w drodze wyjątku zapłacić 5000 rubli (100 funtów). Od tego momentu jedyne, o czym Nelia chce rozmawiać, to pieniądze. Stara się wyciągnąć ode mnie dwa razy więcej, niż zaproponowałem. Kiedy przybyłem do Tereku, oddalonego o godzinę drogi od stolicy republiki, Nalczyku, zrozumiałem, dlaczego. W mieście jest mnóstwo zieleni i... niewiele więcej. Mucha, Dżambik i jego sława to wszystko, co ma Nelia, samotna matka zarabiająca jako pielęgniarka równowartość 60 funtów miesięcznie. Zabieramy chłopca ze szkoły, a mój laptop i aparat fotografa natychmiast włączają nas w świat darzący go tak nieproporcjonalną uwagą. "Wszyscy go uwielbiają - mówi jego nauczycielka Zenia Chadinowa, kiedy koledzy Dżambika gromadzą się wokół, pozując do zdjęć. - Jest wysportowany, lubi śpiewać i uczyć się angielskiego. Dzieci nie dokuczają mu, a wyniki w nauce ma przeciętne. Nie można być najlepszym we wszystkim" - dodaje. Nelia mówi mi, że dwa lata temu jej syn był na badaniach w Moskwie i okazało się, że jest zdrowy. "Wszystkie narządy ma proporcjonalne. Tylko raz zachorował na grypę. Je trzy razy dziennie, czasami cztery. Jak się urodził, ważył niespełna trzy kilo" - opowiada. Powinniśmy wspomnieć w tym momencie, że Dżambik, który przeważnie spogląda w podłogę, jest naprawdę bardzo gruby. Jego rzęsy sterczą wypychane wałkami tłustych powiek. Grube uda zwieszają się nad kolanami. Nadgarstki wyglądają jak pokąsane przez pszczoły. Kiedy idzie po schodach, słychać dudnienie. Nie jest zbytnio rozmowny, ale próbujemy znaleźć trochę spokoju w pobliskim parku. Siada na ławce, a koledzy jego brata wciąż kręcą się koło nas. "On jest znany nie tylko u nas, ale na całym świecie" - mówi 14-letni Murat, po czym wyjawia, że Dżambik ma w szkole przezwisko "Boba", czyli gladiator. Zadaję pytania o szkołę, sport, o jego wielką posturę. W odpowiedzi słyszę kilka słów szkolnej angielszczyzny: "My name is Dzhambik". Po chwili dodaje z pomocą Nelii: "I like to be big". (...) Kiedy Nelia ściąga mu zapaśniczy trykocik i zakłada piłkarską koszulkę z napisem "Ronaldinho", on uderza ją kilka razy. Kobieta stara się zamaskować to śmiechem. Unosi w górę jego szorty, rozmiar 58, i mówi: "Koszmar". Po chwili pyta mnie: "Czy takie dziecko ma przed sobą przyszłość? A może zainteresowaliby się nim jacyś brytyjscy producenci telewizyjni?". Ponieważ olbrzym jest wyraźnie zmęczony, kończę tę rozmowę. Następnego dnia spotkaliśmy się w salonie gier wideo Wostok. Dżambik uwielbia to miejsce - z wzajemnością. Gdy jej dwóch synów w otoczeniu gromadki dzieciaków bawi się przy japońskich symulatorach samochodowych wyścigów, Nelia mówi do mnie: "On wcale nie je tak dużo". I po chwili dodaje: "Ale cieszy się, że jest taki wielki. To żaden wstyd. Lubi pokazywać ludziom, jaki jest silny". Nelia twierdzi, że tacy ogromni ludzie często trafiają się w Kabardyno-Bałkarii, rejonie z sennymi miasteczkami uzdrowiskowymi, położonymi w idyllicznej zieleni na północnym Kaukazie, dwie godziny drogi samochodem od Czeczenii. W tej muzułmańskiej głównie republice, jednej z najbiedniejszych w Rosji doszło w październiku do rozruchów w Nalczyku, kiedy budynki policji zaatakowały setki miejscowych członków nielegalnej organizacji islamskiej utworzonej w odpowiedzi na brutalność i korupcję władz. Ale rodzinne miasto Dżambika, Terek, miejsce legend i tradycji, wydaje się jak z innego świata. Nelia wspomina o kabardyńskiej legendzie Sosruka, mówiącej o przyjaznym olbrzymie urodzonym w pewnej wiosce. W tej okolicy, gdzie bardzo popularne są zapasy, gabaryty chłopca uchodzą za wielki sportowy walor. Dżambik i Mucha są tego samego wzrostu, ale różni ich osiem lat i blisko 60 kilo. Chłopcy mieli różnych ojców. Ojciec Muchy, a także 18-letniego syna Nelii, Rezuana, służy obecnie w wojsku na granicy z Chinami. Porzucił ich dawno temu. Ojciec Dżambika, Michaił, taksówkarz żył z Nelią przez pięć lat, ale też odszedł, wkrótce po narodzinach chłopca. Odwiedza nas jakieś dwa razy w miesiącu, mówi kobieta. "Jego dziadkowie byli ogromni. Michaił urodził się jako jeden z trojaczków i mówimy, że Dżambik jest taki duży, bo wziął wszystko po całym rodzeństwie i przodkach ojca" - dodaje. Dżambik zaczął rosnąć dwa razy szybciej niż inne dzieci, kiedy skończył miesiąc, twierdzi Nelia. "Po roku ważył 15 kilo, bez kłopotów zaczął chodzić i mówić. Zawsze lubił dźwigać różne ciężary i uprawiać sport". Podczas ich pierwszej wyprawy do Moskwy w 2003 roku, kiedy na pierwszej stronie najpopularniejszej rosyjskiej gazety "Komsomolskaja Prawda" ukazała się informacja o Dżambiku, skontaktowała się z nimi organizacja notująca różne niezwykłe rekordy. Na fali rosnącej sławy odbyli podróże na Ukrainę, do Gruzji, Tokio, Francji, Niemiec i Czech. Nelia spogląda z miłością na obu synów. "Kiedyś zostaną mistrzami olimpijskimi i będą mi pomagać"- mówi. - Przenosimy się do Nalczyku, żeby Dżambik miał fachowego trenera i nauczył się pływać. Lekarze mówią, że to wyjątkowe dziecko. On ma już psychikę dorosłego. Umie rozeznawać się w różnych sytuacjach jak dorosły człowiek". Gdy chłopcu zabrakło żetonów do gry, podszedł do mnie. Rzucając ze złością jakieś zabawki na stolik, przy którym siedzieliśmy z Nelią, powiedział: "Nick, grać ze mną samochody!". Po samochodach przyszła pora na lody. Kupiłem chłopcom po jednej porcji. Kiedy siedzieliśmy przed salonem gier, Dżambik maltretował Muchę, ale ani Mucha, ani Nelia nie zwracali mu uwagi. Jakaś kobieta zapytała, czy może sobie zrobić zdjęcie z olbrzymem. Kiedy chłopcy zaczęli się nudzić, poszliśmy do wesołego miasteczka, gdzie Dżambik szybko stał się główną atrakcją. Właściciel lunaparku pozwolił nam za darmo korzystać ze wszystkiego, a powody tej hojności szybko się wyjaśniły: za chłopcem krok w krok podążał tłum ludzi, którzy chcieli zrobić sobie z nim zdjęcie. "Wszyscy do niego podchodzą. On jest tym zmęczony" - westchnęła Nelia. Za każdym naciśnięciem migawki twarz Dżambika rozciągała się w uśmiechu, najwyraźniej ćwiczonym od lat. Siedzieliśmy przez kilka minut w kawiarni, po czym kolejna grupa rzuciła się, by zrobić sobie zdjęcia z niezwykłym dzieckiem. Niektórzy ludzie siedzący przy sąsiednich stolikach byli poirytowani zakłócaniem ich spokoju. Dżambik uwielbia też jeździć samochodzikami elektrycznymi i kiedy udało mu się uderzyć w mój, uniósł środkowy palec. Po czwartej darmowej przejażdżce wróciliśmy do miasta, żeby zjeść jakiś normalny posiłek. Kelnerki też chciały zrobić sobie z nim zdjęcie. Człowiek przy stoliku obok zapytał, czy może mu kupić lody. "Tak ludzie reagują, kiedy nas widzą" - powiedziała Nelia. Zapytałem, czy Dżambik, pochłaniający właśnie czwartego loda w ciągu kilku godzin, nie mógłby ograniczyć jedzenia. "On nie zawsze tyle je" - zaczęła tłumaczyć z pewnym zakłopotaniem Nelia. Gdy skończył lody, chwycił za kawałek chleba. "Przestań" - powiedziała Nelia i chłopiec odłożył kromkę. Dżambik i jedzenie to skomplikowany związek. Przyniosło mu sławę, ale gdyby przestał tyle jeść, na resztę życia stałby się tylko człowiekiem, który kiedyś był największym dzieckiem świata. Nelia nie mówi wiele o tym, jak będzie wyglądać jego dorosłe życie, ale wydaje się pewna, że z jego zdrowiem jest wszystko w porządku. Pokazuje mi dwa orzeczenia sporządzone przez moskiewskich lekarzy. Doktor Sergiej Podułow, który badał Dżambika w 2003 i 2004 roku, stwierdził: "Chłopiec jest absolutnie zdrowy. Nie ma żadnych schorzeń". Powiedział, że dziadek Dżambika to też był "bogatyr", jak Rosjanie określają łagodnych olbrzymów. Oba orzeczenia kończą się zaleceniem, by chłopiec uprawiał zapasy i sumo. Nelia nie ma środków, by poddawać Dżambika dalszym badaniom w drogim i czasami bezwzględnym świecie rosyjskiej opieki zdrowotnej. "Po co mam go ciągle badać, skoro jest zdrowy? Lot do Moskwy dużo kosztuje, a on bardzo nie lubi pobierania krwi". Obaj chłopcy zafascynowani są wieżą stereo (40 funtów) podarowaną im przez naszą wielkoduszną gazetę. Proszę Dżambika, by wymienił, co najbardziej mu się podoba. "Ta wieża - mówi. - I twój zegarek (20 funtów, już jest na jego ręku). I pieniądze". Chichocząc chowa twarz pod ramieniem Nelii. Kiedy wręczałem jej później 8000 rubli (160 funtów), spojrzała na mnie i powiedziała: "Jeśli to twoje pieniądze, to nie chcę. Wezmę je tylko jeśli są od gazety". Poprosiła, żebym dał jej to na osobności. "Nie chcę, żeby dzieci wiedziały, skąd mam pieniądze" - wyjaśnia. Kiedy ruszyłem do wyjścia, a oni zaczęli wracać do swego normalnego rodzinnego życia, znów uderzyła mnie pustka tego mieszkania. Nelia, z twarzą zaczerwienioną od wiosennego słońca, zmęczoną występowaniem w roli łącznika swego niezwykłego syna ze światem zewnętrznym, wyszła za mną na schody i powiedziała błagalnym głosem: "Proszę nie pisać o nas niczego złego".

najbrzydsze dziecko na świecie